poniedziałek, 17 stycznia 2011

Etnofarmakologia i dopalacze

Ostatnio dość głośno zrobiło się na temat dopalaczy i skomasowanej akcji przeciwko sklepom z produktami kolekcjonerskimi. Pomyślałem, że warto zabrać głos w tej sprawie, bo jest kilka ciekawych kwestii do dodania. Przeglądając asortyment Dopalaczy zauważyłem, że oferują zarówno syntetyczne stymulanty, jak i mieszanki ziołowe, które wywołać mają odpowiedni efekt. Nie jest do końca znany skład chemiczny tych substancji, gdyż nie ma komu zapłacić za ich dokładniejsze badania. Z tego co czytałem w laboratoriach policyjnych wykryto w nich takie związki jak rtęć, aluminium i syntetyczne kannabinoidy, ale w kontekście zmasowanej nagonki nie wiadomo czy można w pełni wierzyć tym oświadczeniom. Nie mniej pewne jest, że do produkcji stymulantów i mieszanek ziołowych używane są autorskie rozwiązania chemiczne, co w praktyce oznacza niejasny skład chemiczny. Zaraz zajmiemy się chemią dopalaczy nieco szerzej, ale najpierw należy zaznaczyć, że cała afera związana z nimi zapewne odbije się negatywnie na ogólnym postrzeganiu fitoterapii i roślin, które mogą być używane w lecznictwie wykazując biologiczną aktywność w kierunku wielu schorzeń organizmu ludzkiego. Delegalizuje się coraz więcej cennych roślin leczniczych na fali walki z dopalaczami i narkotykami. Obecna afera "kolekcjonerska" przystawi kolejną cegiełkę w zakazywaniu innych naturalnych środków, które można by wykorzystać w lecznictwie. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość społeczeństwa nawet nie wie czym są substancje odurzające, narkotyki i czym jest etnofarmakologia. W efekcie mamy masowe niedoinformowanie, co często powoduje nieporozumienia i szufladkowanie surowców roślinnych, wykorzystywanych w sztukach medycznych od tysięcy lat, jako niebezpiecznych dla zdrowia substancji psychoaktywnych.

Chemia dopalaczy
Osobiście podchodzę sceptycznie do sklepów z dopalaczami, gdyż przede wszystkim mamy sporo niejasności w ich składzie chemicznym. Na szczęście niektóre związki czynne zostały już ustalone i możemy na podstawie tych danych przeprowadzić małą analizę produktów z sieci popularnych sklepów. Zacznijmy od mieszanek ziołowych. Jest ich wiele i występują w różnych kombinacjach. W ich skład wchodzą rośliny z całego świata. Sęk w tym, że w wielu przypadkach są one łączone ze sobą tylko po to, aby zwiększyć działanie na ośrodkowy układ nerwowy. Efektem tego jest często chaos w głowie, utrata kontroli nad ciałem i problemy z utrzymaniem uwagi, koncentracji. Substancje czynne owszem mogą działać względem siebie synergicznie, ale nie dzieje się tak zawsze i nie można łączyć ze sobą wielu różnych alkaloidów, gdyż nie po to natura rozesłała te rośliny po różnych zakątkach globu, aby człowiek w niekontrolowany sposób je ze sobą łączył. Często osobno owe rośliny miały określone ludowe czy rytualne zastosowanie i zapoznając się wnikliwie z ich biochemią pewnie można by niektóre z nich połączyć, ale w mieszankach ziołowych oferowanych w sklepach kolekcjonerskich znajduje się nawet do 10 różnych roślin i wszystkie słabiej lub silniej oddziałują na ośrodkowy układ nerwowy, co daje miszmasz nieprzeciętny.

Pół biedy jeśli sprzedawane zioła składają się z pojedynczego surowca o jasnym działaniu farmakologicznym. Martwiłbym się bardziej o syntetyczne dodatki do mieszanek składających się już z kilku komponentów roślinnych. W wielu mieszankach stosowano swego czasu syntetyczne kannabinoidy. Obecnie stały się one nielegalne, ale przyjrzyjmy się im chwilkę. Po raz pierwszy zsyntetyzował je chemik Dr John W. Huffman. Występują one pod nazwą JWH-018, JWH-073 i inne. Od delta-9-tetrahydrokannabinolu (czyli THC - związku aktywnego występującego w konopiach indyjskich) różni się przede wszystkim mocą działania. Przykładowo JWH-018 (naftalen-1-ylo(1-pentylindol-3-ylo)metanon; C24H23NO) jest pełnym agonistą receptorów kannabinoidowych CB1 i CB2 (THC jest jedynie częściowym agonistą), co oznacza że ma znacznie silniejsze działanie w porównaniu z konopiami indyjskimi. JWH-018, podobnie jak inne syntetyczne kannabinoidy, działa pięć razy mocniej na receptor CB1 niż THC. Skutki przedawkowania mogą być groźne dla zdrowia, a i ustawiczne przyjmowanie surowca, którego działanie nie zostało jeszcze dobrze zbadane na ludziach, może przysporzyć problemów zdrowotnych. Z racji mocy syntetyków nasilą one cielesne efekty przyjęcia tradycyjnego THC z rośliny tj. znaczny wzrost ciśnienia krwi, dreszcze, rozluźnienie mięśni i inne. Nie oznacza to również, że JWH pozwoli na znacznie głębsze wglądy i silniejsze doświadczenia transcendentalne. Na pewno będą one inne, ale niekoniecznie wartościowsze. Kannabinoidy po przyłączeniu się do receptorów CB1 hamują uwalnianie jonów wapnia z płynu zewnątrzkomórkowego do cytoplazmy, a także hamują cykliczne AMP, czyli organiczne związki nukleotydowe biorące udział w transdukcji sygnału. Oznacza to, że organizm wykorzystuje cykliczne adenozynomonofosforany jako pobudzacz receptorów błonowych komórki, co prowadzi do włączenia enzymu cyklazy adenylowej, która tworzy cykliczne związki z ATP (adenozynotrifosrofanu - będącego nośnikiem energii komórkowej). Zatem kannabinoidy po przyłączeniu do receptorów CB1 i CB2 przez zahamowanie cAMP sprawiają, że w organizmie dochodzi do zmian w uwalnianiu hormonów i neuroprzekaźników. Przyjmując kannabinoid roślinny następuje więc częściowy agonizm, co umożliwia większą kontrolę nad zmianami w procesach odbioru rzeczywistości. W przypadku syntetycznych JWH mamy do czynienia z twardą farmakologiczną akcją, która nie pozostawia ich aplikatorom większego wyboru, dając bilet na szybką, chemiczną przejażdżkę bez trzymanki, co w niektórych przypadkach powoduje trwałe zmiany w odbiorze percepcyjnym otaczającego świata. Należy dodać, że wielu użytkowników dopalaczy nie miało na takowe zmiany większego wpływu, przez co przyjmując mocniejsze mieszanki łatwo było o tzw. bad tripa, czyli "złą podróż" - stan anomalny odbioru rzeczywistości, w którym rośnie w nas poczucie strachu, zagrożenia, urojeń na tle fizjologicznym, poczucia opuszczania ciała, umierania itp. Sam John W. Huffman na całą aferę związaną z delegalizacją jego syntetycznych odmian THC zareagował słowami: "Ludzie muszą być bardzo głupi jeśli używają tych substancji" i "Jeśli idziesz gdzieś i płacisz czterdzieści dolarów za liście zawierające nieznane substancje paląc je, to nie jesteś odpowiedzialną osobą. To jak gra w rosyjską ruletkę". Syntetyczne kannabinoidy zostały stworzone w celach naukowych i były testowane na zwierzętach. Pierwsze ludzkie próby na większą skalę odbyły się więc za pośrednictwem użytkowników różnej maści dopalaczy. To jak skończył się ten eksperyment można ocenić po efektach ubocznych, które zaczęły wychodzić przy ustawicznym przyjmowaniu substancji lub jej przedawkowaniu. Pełny agonizm CB1 oznacza, że taki związek będzie miał o wiele większy wpływ na inhibicje transmisji GABA niż THC a to z kolei oznacza, że może wywołać nasilone stany niepokoju, zespołu niespokojnych nóg, konwulsji, ataków padaczkowych, a nawet spowodować śmierć. W sklepach z dopalaczami dostępnych było wiele mieszanek ziołowych typu "Spice", które zawierały JWH-018, JWH-073 i inne syntetyczne ligandy kannabinoidowe.

 Syntetyczny kannabinoid JWH-018 i jego pokrewni chemicznie koledzy byli składnikiem wielu mieszanek sklepów kolekcjonerskich

Innym typem substancji obecnych w mieszankach ziołowych był Cannabicyclohexanol - (C8)-CP 47,497, czyli homolog syntetycznego związku CP 47,497 agonizującego receptor CB1. Jest on o wiele bardziej aktywny niż macierzysta substancja, sprawiając, że to jeden z najmocniejszych syntetycznych kannabinoidów, podobnie jak HU-210 (1,1-dimethylheptyl- 11-hydroxytetrahydrocannabinol), który jest od 100 do 800 razy bardziej aktywny niż THC z konopii. HU-210 posiada charakterystykę wszystkich aktywności kannabinoidowych, wraz z jego ujemnym enancjomerem HU-211 (nieaktywny jako kannabinoid, ale aktywny jako antagonista receptorów NMDA, działa neuroprotekcyjnie). Dzięki temu lustrzane związki znalazły zastosowanie w leczeniu choroby Alzheimera. HU-210 został wykryty w mieszance "Spice Gold".

Benzylopiperazyna - syntetyczny stymulant działają słabiej niż amfetamina, czy kokaina, ale powodują więcej skutków ubocznych

Obok mieszanek ziołowych na półkach sklepowych można było znaleźć też syntetyczne stymulanty w postaci pigułek lub kapsułek wywierających działanie podobne do amfetaminy, kokainy lub MDMA. W ich skład wchodzą takie substancje jak: TFMPP (Trifluorometylofenylpiperazyna), BZP-N (N-benzylopiperazyna), czy 4-MMC (mefedron, 4-metylometakatynon). Dwa pierwsze związki najczęściej łączy się ze sobą, a po podaniu doustnym, wziewnym lub dożylnym działają około dziesięciokrotnie słabiej niż amfetamina. W porównaniu do pochodnych fenyloetyloaminy, piperazyny powodują więcej skutków ubocznych, do których zaliczyć można: wymioty, torsje, dezorientację, kołatanie serca, drgawki, podniesienie temperatury ciała, psychozy, rozdrażnienie, czy bóle głowy. Substancje te są póki co niedostatecznie zbadane, stąd ciężko stwierdzić czy uzależniają fizycznie. Jak to z syntetycznymi stymulantami jednak bywa ich ustawiczne przyjmowanie może być niebezpieczne w skutkach. Wielokrotne pobudzanie organizmu zużywa rezerwy ważnych hormonów i neuroprzekaźników, co po jakimś czasie może zaburzyć naszą neuronalną gospodarkę. Skutkuje to niedoborem endogennych substancji empatogennych, stymulujących i antydepresyjnych. W efekcie człowiek traci kontrolę nad stanem emocjonalnym i wymaga hospitalizacji lub leczenia psychiatrycznego, rzecz jasna dotyczy to skrajnych przypadków. Osobiście odradzałbym wszelkie syntetyczne stymulanty, ponieważ działanie na podwyższonych obrotach może łatwo wciągnąć, a skutki eksploatowania układu nerwowego i fizjologii organizmu, mogą łatwo zamienić euforię na stany psychotyczne, depresyjne, dołączając do tego zdrowotne skutki uboczne stosowania piperazyn. Z kolei mefedron to pochodna katynonu, empatogen imitujący kokainę, amfetaminę i jej pochodne. Jeszcze w 2009 roku był to jeden z popularniejszych tzw. "ulicznych dragów" w Wielkiej Brytanii. Później stał się nielegalny w całej Unii Europejskiej. Jego działanie oscyluje w zakresie stymulantu, empatogenu, euforyzatora. Użytkownicy mefedronu donoszą o efektach podobnych do amfetaminy, czy MDMA, ale słabiej i krócej (ma mniejszą zdolność pokonywania bariery krew-mózg). Przyjmowanie mefedronu przez dłuższy okres czasu może skutkować zaburzeniami rytmu serca, depresją, wahaniami nastroju, uszkodzeniem ośrodka pamięci krótkotrwałej i kilkoma innymi nieprzyjemnymi następstwami. Aktywność farmakologiczna 4-MMC została do tej pory słabo poznana, ale bazując na jego strukturalnych podobieństwach do innych syntetycznych stymulantów, można przypuszczać, że również może wykazywać neurotoksyczność. W asortymencie sklepów kolekcjonerskich na początku ich istnienia do kupienia były psychodeliczne pigułki o nazwie "Chemistry". Produkt szybko zapadł się pod ziemię, a próbując dokopać się do jego składu chemicznego, nie mogłem nic znaleźć. Może ktoś czytający ten artykuł jest w stanie mi pomóc w tym aspekcie. Wówczas prosiłbym o informację na moją skrzynkę elektroniczną. Podejrzewam, że mogły one zawierać DPT (dipropylotryptamina - związek przypominający DMT, ale z grupą propylową zamiast metylowej. Aktywna przy podaniu doustnym), ale nie jestem tego pewien.

Konkluzja
Jaka jest wobec tego ostateczna konkluzja powyższego tekstu. Pisząc go chciałem wyraźnie zaznaczyć, że istnieją dopalacze oraz surowce farmakognostyczne stosowane w fitoterapii, a także substancje izolowane z poszczególnych roślin, mające duży potencjał medyczny. Nie można wszystkiego pakować do jednego wora i zakazywać surowca, tylko dlatego, że był on składnikiem dopalaczowej mieszanki lub sprzedawano ją osobno w tego typu sklepach. Niepoważni są ludzie nakładający przepisy zakazujące np. roślin pomagających w zasypianiu (Calea zacatechichi), działających antydepresyjnie i detoksykująco (Banisteriopsis Caapi), wspomagających leczenie uzależnień od opiatów (Mitragyna speciosa), czy mające olbrzymi potencjał terapeutyczny i poznawczy (Salvia divinorum). Jednocześnie sklepy z dopalaczami mocno zaszkodziły i tak już zniekształconym poglądom społecznym na rośliny lecznicze. By zrozumieć istotę problemu niezbędna jest wiedza z zakresu etnofarmakologii. To nauka zajmująca się badaniem leczniczego, twórczego i psychologicznego wpływu substancji czynnych zawartych w roślinach oddziałujących na percepcję człowieka oraz rzecz jasna głębokie studia nad ich aktywnością farmakologiczną. Na zachodzie etnofarmakologia w ostatnim czasie posunęła się znacznie do przodu, dzięki czemu kolejne badania potwierdzają bezsprzeczną skuteczność roślin halucynogennych w leczeniu wielu schorzeń, tak natury fizjologicznej, jak i psychicznej. Nasze ciało jest siedliskiem złożonych procesów chemicznych, które warunkują postrzeganie rzeczywistości. Sami w sobie jesteśmy workiem potężnych substancji psychoaktywnych, które regulują stany emocjonalne (serotonina), kondycję psychofizyczną (dopamina, anandamid, kwas gamma-aminomasłowy), biorą udział w chemii miłości (fenyloetyloamina, oksytocyna), umożliwiają zapamiętywanie i uczenie (acetylocholina, kwas glutaminowy), regulują stan snu (melatonina), syntetyzują w dimetylotryptaminę powodując doznania mistyczne, przekraczanie barier wymiarowych i czasoprzestrzennych. Posiadamy olbrzymią ilość różnej maści receptorów, które umożliwiają transfer neuroprzekaźników między synapsami i neuronami - nasze ciało jest więc automatycznym chemicznym laboratorium, które samo w sobie ma wszelkie możliwe narzędzia, aby wytworzyć aktywność farmakologiczną niemal każdego typu. Rośliny zawierające substancje strukturalnie pokrewne lub identyczne, jak nasze endogenne chemikalia, będą więc bardzo skutecznymi środkami leczniczymi. W ten sposób najskuteczniejsze w leczeniu uzależnień są surowce będące inhibitorami receptorów serotoninowych, poprawiające absorpcję serotoniny, a także powodujące zmiany percepcyjne. Dlatego afrykańska iboga (Tabernanthe iboga i jej składnik czynny - ibogaina), południowoamerykańska Ayahuasca, czy nasze halucynogenne grzybki (Psilocibe semilanceata) są z powodzeniem wykorzystywane do leczenia nawet najcięższych przypadków uzależnień narkotykowych. Jednocześnie surowce zawierające substancje zwiększające lub regulujące poziomy serotoniny, dopaminy, a także posiadające dimetylotryptaminę lub pochodne fenyloetyloaminy (m.in. meskalina w Peyotlu lub katynon w czuwaliczce jadalnej) są przez naukowców stosowane w terapiach nowotworowych. Zarówno jako środek wiodący, jak też wspomagający. To tylko kropla w morzu złożonej tematyki, jaką jest wykorzystywanie medyczne i terapeutyczne roślin psychoaktywnych. Nie możemy do wszystkich przyczepiać etykietek narkotyku, bo najpierw generatorem substancji odurzających powinniśmy nazwać nasz mózg, a każdy człowiek z osobna jest w świetle dzisiejszego prawa nielegalny. Przez zaściankowość i iluzoryczne uprzedzenia blokujemy rozwój badań nad tymi środkami i być może zaprzepaszczamy szansę na wprowadzenie rewolucyjnych rozwiązań medycznych. Z zachodu docierają raporty o udanych kuracjach różnego typu nowotworów, dramatycznej poprawie jakości życia, kondycji psychofizycznej osób, które przyjmowały rośliny halucynogenne, posiadające niezwykłe rytualne rodowody etnobotaniczne. Należy też pamiętać, że halucynogen (enteogen) jest rośliną leczniczą i powinien być stosowany w ścisłych dawkach, odpowiednich warunkach i w przypadku konkretnego zapotrzebowania. Rekreacyjne nadużywanie takowych substancji jest niepoważne i może zemścić się w postaci problemów neurologicznych i fizjologicznych. Aczkolwiek nie możemy człowiekowi odbierać prawa do spojrzenia na rzeczywistość z innej perspektywy, zwłaszcza, że zachowując pewne eksperymentalne normy bywa to bardzo pomocne w kontekście uzyskania ważnych odpowiedzi i rozwiązań dotyczących życia danej jednostki. Jeśli podchodzisz do współpracy z rośliną, tak jakbyś rozpoczynał fizyczną i elementarną znajomość, to uzyskana przyjaźń, nić porozumienia będzie bardzo specyficzna. Wierzę i podzielam pogląd innych naukowców, że każda roślina posiada otaczające ją pole torsyjne, elektryczne pole życia, które generuje pulsacyjne fale tworząc kodowane szlaki morfogenetyczne. Wchodząc więc w znajomość z rośliną rytualną, halucynogenną, trzeba liczyć się z doświadczeniem podłączenia percepcji przez portal transkomunikacyjny między rośliną i światem zewnętrznym, w tym wypadku człowiekiem próbującym nawiązać z nią kontakt. Istota ludzka poprzez układ nerwowy przerabia język chemii wysłanej z surowca na język umysłu i w ten sposób doświadcza stanów wizyjnych, transowych i innych zależnych od aktywności farmakologicznej składników czynnych. Przykładowo stosowany od tysiącleci magiczny napój Ayahuasca (Yage, CaapiYaje, Natem, Hoasca, La purga, z języka Quechua: Liana Dusz, Pnącze duchów) będący jednym z głównych narzędzi rytualnych południowoamerykańskiego szamanizmu, potrafi indukować bardzo głębokie doświadczenia trasnowo-wizyjne. Raporty z badań psychofarmakologicznych wywaru potwierdzają doniesienia, że Yage potrafi przenosić świadomość na granicę życia i śmierci, a także do wielowymiarowej rzeczywistości pośmiertnej. Napój składa się z wielu składników z czego głównymi są: inhibitor MAO i roślina zawierająca DMT (dimetylotryptamina). W niskiej selvie (dżungli) Ameryki Południowej najczęściej spotyka się recepturę: pnącze Banisteriopsis Caapi jako inhibitor MAO/alkaloidy harminowe + Psychotria viridis/Chakruna, Chakropanga/ lub Diplopterys cabrerana /Chaliponga/, zawierające DMT, rzadziej inne gatunki Psychotrii np. Psychotria leiocarpa, P. cathaginesis. Przyrządzony wywar posiada aktywny oralnie alkaloid - dimetylotryptaminę. Studium na jej temat lada dzień powinno być dostępne w polskim języku, bowiem ktoś wreszcie zdecydował się na wydanie w Polsce fascynującej książki Dr Ricka Strassmana pt. "DMT: The Spirit Molecule" (DMT: Molekuła Duszy). Ten wybitny psychiatra przeprowadził dotowany przez państwo eksperyment naukowy polegający na podaniu wolontariuszom w laboratoryjnych warunkach, czystej dimetylotryptaminy drogą wziewną lub pozajelitową.  Badania potwierdziły słuszność szamańskich tradycji uważających, że Aya umożliwia kontakt z przodkami i niewidzialnymi światami energii. Wolontariusze doświadczali powtarzalnych kontaktów z obcymi cywilizacjami, bytami międzywymiarowymi oraz dotykali rejonów będących zaczątkiem znanej nam materii. Nic w tym dziwnego skoro dimetylotryptamina może być łatwo syntetyzowana w ludzkim mózgu. Dr Strassman wiąże DMT z szyszynką. Wystarczą proste enzymatyczne kroki, aby molekuła zaistniała w mózgu - w jaki sposób? Dimetylotryptamina to jedna z najprostszych i zarazem najmocniejszych substancji psychodelicznych. Neurochemicznie jest zaledwie dwa kroki od tryptofanu (prekursor melatoniny i serotoniny, aminokwas występujący we wszystkich organizmach żywych) i koncept tego procesu wygląda mniej więcej tak: jest enzym, który usuwa z aminokwasu grupę kwasową tworząc aminę, a kolejny enzym dołącza dwie grupy metylowe. Mamy więc tryptofan -> tryptaminę -> a następnie dimetylotryptaminę. Owe enzymy są również podstawowe i większość organizmów je posiada. Już od starożytności szyszynka uznawana była za most, portal łączący rzeczywistość fizyczną z głębszą elementarną, wielowymiarową. Prawdopodobnie ma to duży związek z DMT i procesem śmierci. Kiedy umieramy w naszych ciałach ma miejsce neuronalna burza, gruczoły syntetyzują duże ilości psychoaktywnych endogennych substancji, a co za tym idzie uwalniana jest najsilniejsza z nich: dimetylotryptamina. Przyjmując Ayahuascę zwiększamy koncentrację tej molekuły w mózgu i przechodzimy coś w rodzaju biochemicznej symulacji śmierci. Dlaczego by tak nie wyjrzeć poza kurtynę, wrócić i przełożyć zdobytą wiedzę w praktykę fizyczną?  W końcu każdy z nas umrze, czy tego chce czy nie. Jeśli ktoś ma taką ochotę, nie powinniśmy mu tego zabraniać. Wiele osób tak robi i tego typu doświadczenia graniczne mają później niebagatelny wpływ na  tworzoną przez nich sztukę, odkrycia naukowe, czy poprawę kondycji psychofizycznej. Francuscy lekarze pracujący w amazońskiej klinice Takiwasi używają Ayahuasci jako głównego narzędzia w leczeniu ciężkich uzależnień narkotykowych i mają świetne wyniki. Jako ciekawostkę dodam, że legendarna soma mogła być rośliną lub roślinami zawierającymi takie same składniki, jak Aya. W końcu w naturze mamy bardzo wiele inhibitorów MAO i roślin z DMT (odkryto ponad 200, ale istnieją przypuszczenia, że śladowe ilości dimetylotryptaminy mogą występować w każdej roślinie).

Ayahuasca przez szamanów Ameryki Południowej stosowana jest do diagnostyki molekularnej, a także głębokiego oczyszczenia cielesnego i duchowego

W profilaktyce i samym leczeniu przeciwnowotworowym wykorzystać możemy substancje chemiczne występujące w surowcach rosnących lub dostępnych w Polsce. Mam tu na myśli psylocynę (3-(2-dimetyloaminoetylo)-4-hydroksyindol), która defosforyzuje w organizmie z psylocybiny (4-PO-DMT - 4-fosforyloksy-N,N-dimetylotryptamina). Komponent ten występuje m.in. w grzybkach z gatunku Psilocibe i ma już potwierdzone działanie cytostatyczne i antypodziałowe w stosunku do komórek nowotworowych. Naukowcy z Heffter Research Institute uważają psylocynę za bardzo obiecujący i skuteczny środek w leczeniu nowotworu. Z racji strukturalnego pokrewieństwa z dimetylotryptaminą, nie muszę wspominać, że jest to środek halucynogenny, wizyjny, który umożliwia pracę z zakresu autoterapii. Psylocyna jest też agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C, co oznacza, że zwiększa koncentrację serotoniny w mózgu. Dodatkowo mogę dodać, że pomocna w leczeniu nowotworów może być też pochodna fenyloetyloaminy - meskalina znajdująca się w kaktusach rodzaju Trichocereus, Lopophora lub Opuntia oraz ich inne składniki czynne, które działając synergicznie zwiększają syntezę dimetylotryptaminy w organizmie, co umożliwia przeżycie czegoś w rodzaju Near Death Experience, co może mieć fundamentalny wpływ na proces leczenia. Kaktusy zawierające meskalinę od dawna używane są przez rdzennych Indian obu Ameryk. Były narzędziem leczniczym, wizyjnym i dywinacyjnym. Pod jego wpływem szamani lub szamanki potrafiły uzyskać odpowiedź na  każde zadane wcześniej pytanie lub leczyć współplemieńców. Używana zewnętrznie leczy bóle reumatoidalne i pomaga w stanach zwyrodnieniowych stawów. Podobnie jak wiele innych enteogenów oddziałuje na receptory serotoninowe, ponadto stymuluje transmisje dopaminergiczną. Wzmacnia transmisje sygnałów w korze przedczołowej, której jednym z zadań jest operowanie pamięcią roboczą. Osoby badające aktywność neurochemiczną meskaliny raportowały o znacznie polepszonej zdolności do wydobywania engramów z pamięci, moim zdaniem jest to wynik oddziaływania substancji na korę przedczołową oraz zwiększenie syntezy DMT, co skutkuje dostępem do morfogenetycznych banków  nieświadomości zbiorowej. Z kolei roślinka o nazwie czuwaliczka jadalna (Catha edulis) jako metabolit wtórny wytwarza alkaloid katynon, który strukturalnie podobny jest do amfetaminy i jej pochodnych, efedryny i katyny. Działa jako naturalny stymulant, znosi zmęczenie, zmniejsza apetyt i wzmaga procesy ruchowe, a także uczenie się i koncentrację. Jednocześnie wykazuje znacznie mniejszą toksyczność niż amfetamina i MDMA, a także sklasyfikowany jest jako środek, którym ciężko się uzależnić. Podobnie jest z liśćmi koki. Syntetyczna kokaina jest niszcząca dla organizmu przy dłuższym używaniu. Liście kokainowca za to mogą być spokojnie używane od czasu do czasu jako zamiennik kawy lub ostrokrzewu paragwajskiego. Indianie żują liście kiedy mają coś ważnego do zrobienia np. polowanie lub pracę wymagającą większego wysiłku. Oczywiście nie można ich nadużywać, ale umiarkowane stosowanie będzie mniej szkodliwe niż kawa. Jak wiemy kofeina przy ustawicznym przyjmowaniu działa depresyjnie, jest szkodliwa dla serca i może wywołać konwulsje. Wspomniana wyżej efedryna jest naturalnym stymulantem występującym w roślinach rodzaju prześl (Ephedra sinica, Ephedra equisetina, Ephedra distachya) oraz w cisie (Taxus baccata). Obok zwiększenia koncentracji i uwagi, efedryna pomaga w zatokowym nieżycie nosa, rozszerzając przewody zatokowe i sprawiając, że substancja farmakologiczna (np. kropelki do nosa z azotanem srebra i olejkiem cedrowym) dotrą do celu. Dodam coś jeszcze o ibogainie - to główny alkaloid  z grupy indoli krzewów z gatunku Tabernanthe, występujących w Afryce. Ibogaina posiada ogromny potencjał w leczeniu uzależnień narkotykowych. Chemicznie została zakwalifikowana do tryptamin - analog  melatoniny. Strukturalnie podobna jest do harmaliny. W małych dawkach działa stymulująco, wzmaga czujność i koncentrację, a także redukuje głód, pragnienie i zmęczenie - co ciekawe w przeciwieństwie do amfetaminy czy kokainy, nie eksploatuje organizmu, działa na inne receptory i nie wykazuje neurotoksyczności, ani w żadnym wypadku uzależnienia fizycznego. W większych dawkach (około 3mg/kg) wywołuje intensywny stan transu, w którym możliwe jest holistyczne postrzeganie własnej osoby, łącznie z psychologicznymi powiązaniami z rzeczywistością. Użytkownik przyjmujący ibogę otrzymuje dostęp do swojej pamięci,  wypartych wspomnień, dzięki czemu może postrzegać je jako dowolnie modulowalny film, w którym przeglądamy swoje dotychczasowe związki ze światem fizycznym, ale bez bagażu emocjonalnego. Taki stan rzeczy umożliwia jasną i klarowną ocenę samego siebie, co składa się na ważne narzędzie w wykonywaniu autoterapii np. w rozwiązaniu i namierzeniu przyczyn sięgnięcia po narkotyk. Często ibogę określa się  jako środek "budzący sny" oraz "eksplorator wymiarów sennych". Przez gabońskie plemię Bwiti używana jest w rytuale śmierci i odrodzenia, w którym osoba inicjowana poznaje mechanizm kreowania związków przyczynowo-skutkowych i daje głębokiego nura do rdzenia swej osobowości. Będąc w Ameryce Południowej napotkałem pewnego dnia na podróżnika, członka UDV (oficjalny kościół używający Ayahuasci jako sakramentu), który przeżył takową inicjację w Gabonie. Mówił, że to doświadczenie tak głębokie, że zmienia całe życie. Miły Irlandczyk opisał rytuał jako doświadczenie zarówno piekła i nieba ludzkiego umysłu. Mógłbym tak jeszcze pisać i pisać, bowiem  liczba związków chemicznych w roślinach jest przeogromna i wiele z nich to stymulanty, halucynogeny, empatogeny, które z powodzeniem stosuje się w medycynie.

Słowa końcowe
Za postrzeganie przez nas rzeczywistości odpowiadają endogenne psychoaktywne substancje w postaci hormonów, neuroprzekaźników syntetyzowane w mózgu każdego człowieka. Odbieranie świata zależy od chemicznych interakcji w układzie nerwowym biorących swój początek w interpretacji przez neurony cząstek świetlnych - fotonów bombardujących siatkówkę oka. Według tego wzorca przebywanie w specyficznym otoczeniu, wystawianie się na działanie różnych urządzeń oraz wykonywanie powtarzalnych czynności, ma fundamentalny wpływ na determinowanie relacji ze światem zewnętrznym. Zakładając hipotetycznie, że ludzkość została drogą manipulacji genetycznej pozbawiona umiejętności wykorzystywania pełni potencjału mózgu i DNA, to stan naszej codziennej, normalnej aktywności jest w tym układzie mocno wybrakowanym wycinkiem realnej rzeczywistości. W istocie niektórzy genetycy i badacze alchemii zauważają, że na człowieka nałożonych zostało szereg blokad uniemożliwiających sterowanie własnym DNA. Wobec tego rośliny zawierające substancje czynne pozwalające na kontrolowanie chemicznej gospodarki organizmu lub po prostu uzyskanie dostępu do szerszego pasma informacji, mogą mieć bardzo ważne znaczenie w życiu każdego człowieka. Są bowiem szansą na wyzwolenie się spod blokad genetycznych i odkrywanie zakrytych przed nami możliwości umysłu, DNA, czy mechanizmów rządzących Wszechświatem. Wspomniałem, że mózg dysponuje arsenałem pozwalającym na indukcję niemal dowolnej aktywności farmakologicznej. Dlatego równie skuteczne jak specyficzne rośliny będą też naturalne techniki balansujące i stymulujące określone receptory lub gruczoły. Mam tu na myśli sprawdzone metody relaksacji, medytacji lub wspomagania dźwiękowego, które wywołują efekty podobne lub identyczne, co enteogeny. Dlaczego zakazuje się tak ważnych z medycznego punktu widzenia roślin? Odpowiedź jest bardzo prosta: po pierwsze mamy lobby farmaceutyczne, po drugie nie po to architekci systemu tak pieczołowicie przymulają ludzkość, aby ta miała się wybudzać z transu materializmu substancjami psychodelicznymi - pokazującymi, że ponad wąskim pasmem poblokowanych pięciu zmysłów, istnieją złożone światy i inne płaszczyzny rozumienia. Właśnie z tego powodu najgroźniejsze narkotyki są legalne i szeroko rozpowszechnione w ludzkiej kulturze.  Alkohol i papierosy są przyczyną niepoliczalnie większej liczby patologii, chorób, wypadków niż wszystkie psychodeliki razem wzięte. Poza tym jeszcze groźniejszymi niż powyższe jest powodująca frustrację praca, programy puszczane w telewizji, czy fatalna organizacja edukacji na każdym szczeblu. Jeśli ktoś wykonuje pracę, której nie cierpi, to szybciej zachoruje lub popadnie w posłuszne życiowe zobojętnienie, niż uzależni się od jakiejś rośliny. Sklepy z dopalaczami wyrządziły wielką szkodę szeroko pojętej etnofarmakologii i fitoterapii, z tego też powodu jestem ich przeciwnikiem. Jednocześnie pragnę po prostu zauważyć, że w temacie substancji zmieniających percepcję niezbędna jest edukacja zwykłych obywateli, aby nie powielać papki serwowanej przez mass-media posłuszne elitom.

 Malarska interpretacja jednej z wizji wywołanych przez Ayahuascę

Jednocześnie wszystkie te sklepy kolekcjonerskie i zainteresowanie substancjami zmieniającymi świadomość pokazały, jak bardzo ludzie potrzebują zmiany w życiu, do której dążą poprzez wprawianie się w stany odurzenia, transu lub euforii. System mający dać wolność stał się klatką dla potencjalnie nieograniczonej ekspresji ludzkiej świadomości. Znudzeni jego napędzaniem uciekają od szarej rzeczywistości za pomocą różnych chemicznych związków. W niekontrolowanych warunkach takie eksperymenty stają się często niebezpieczne. Dlatego nie rozumiem dlaczego substancje psychoaktywne i ich wielokierunkowe działanie wciąż są tematem tabu w mediach lub przedmiotem jednostronnych dyskusji. Jeśli jakaś roślina wykazuje konkretne działanie lecznicze, pomaga komuś wziąć swoje życie w garść, rozpalić wewnętrzny płomień pasji,  wyjść z nałogu, to nie powinna być zakazana, a raczej dokładnie zbadana. Tymczasem jest zupełnie na odwrót: zakazuje się kolejnych wartościowych roślin, dyskredytując halucynogeny jako środki lecznicze i tylko pogłębia się niedoinformowanie społeczne i często kiepskie w skutkach samozwańcze eksperymenty chcących zmienić coś w swoim życiu ludzi. Przyczyną takiego stanu rzeczy są zmiany na skalę globalną, jakie wywołałyby masowe badania nad terapeutycznym i leczniczym wykorzystaniem roślin zmieniających percepcję, a także na doinformowanie ludzi w jaki sposób działa ich organizm. Przecież tak prostymi środkami można usprawnić na przykład system edukacji, wprowadzając do przedmiotów obowiązkowych lekcje medytacji, relaksacji i głębokiej wiedzy o innych kulturach, roślinach rytualnych i neurochemii.